— Tak, wiem jak trafić do Księżycowych Szczytów — powiedziała zachrypniętym głosem. Patrzyła teraz w dół, wzrok miała wbity w kopyta kapłana, choć wcale na nie nie patrzyła; nie zwracała już uwagi na otaczające ją widoki, obraz jej się co rusz rozmazywał. Dostała kilka odpowiedzi, lecz w zamian za nie pojawiło się dwa razy więcej nowych pytań. Przełknęła ciężko ślinę. Kary ogier miał kojący głos, lecz jej nerwy były tak w tym momencie zszargane, że chyba nic nie mogłoby ich przywrócić do regularnego stanu. Podniosła na niego spojrzenie czując, że ten szuka z nią kontaktu wzrokowego. Jej oczy były bardzo smutne, zagubienie i poczucie wielkiej samotności wręcz się z nich wylewało. W istocie, Alys była teraz całkiem sama na świecie; nie miała nikogo, kto by ją przytulił, pocieszył, powiedział że niczym nie musi się przejmować... Nauczyła się już polegać na sobie w każdej sytuacji, ale akurat teraz jak nigdy czuła doskwierający jej brak ciepła drugiego konia, który by ją mógł wesprzeć.
Na ostatnie słowa kapłana jedynie po chwili wahania pokiwała głową, po czym mimo wykończenia odwróciła się i puściła galopem w kierunku terenów SKS. W pewnym momencie zatrzymała się. Zdała sobie sprawę, że kary ogier jej się nie przedstawił, a sama matka zawsze mówiła o władających SDO jako o złowrogich kapłanach. Odwróciła głowę do miejsca, w którym przed chwilą rozmawiali, lecz widząc oddalającego się ogiera, pognała dalej, chcąc już jak najszybciej znaleźć ukojenie w górach.
z/t