|
| Wodospady Niedźwiedzi | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Alysanne piastun | medyk
Posty fabularne : 168
| Temat: Wodospady Niedźwiedzi Czw Kwi 11, 2019 9:34 am | |
| Jego głośny szum słychać już w lesie. Spadający najpierw pół metra, a kawałek dalej trzy metry w dół wodospad wziął swoją nazwę od przychodzących tutaj na łowy od czasu do czasu niedźwiedzi. Zazwyczaj nie są one zainteresowane większymi zwierzętami niż ryby, ale lepiej się mieć na baczności. Brzegi po obu stronach rzeki są kamieniste i mokre od wody, więc łatwo tu o poślizgnięcie. Nieco dalej zaczyna się linia drzew, w tym miejscu głównie iglastych, takich jak sosny czy świerki. Pod nimi można znaleźć grzyby, które rosną tu całymi zastępami. | |
| | | Vagabond Medyk
Posty fabularne : 66
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Pią Kwi 19, 2019 10:37 pm | |
| Kroczył sobie smętnie, ogonem siekąc powietrze na grube placki. Był trochę obdrapany po ostatnim szalonym biegu przez jagodowe i ostrężynowe bory; te słodko-cierpkie eksplozje smakowe warte były chwil niedogodności, zarysowujących się na delikatnym pysku. Schylił głowę, przez chwilę patrzył nostalgicznie na swoje odbicie w falującej tafli wody, a potem napił się, chłodząc gardło rozpalone przyspieszonym oddechem. Nie lubił tego sapania po dłuższym biegu. Sprawiało, że był sto razy głośniejszy. Co, jeśli pojawi się tu niedźwiedź? W powietrzu czuć było ich piżmowy zapach, uwadze Vagabonda nie umknęły też brunatne kleksy tu i ówdzie w zaroślach, oczywisty ślad bywalnosci miśków. Gdyby natura stworzyła go człowiekiem, rozpalilby ogień i problem rozpłynąłby się w dymie. Niestety, koniom bogowie ognia nie ofiarowali. Konie jadają surowo, więc na co im ogień? Vagabond pewnym krokiem wszedł po kamieniach do wody po pęciny i przyjrzał się rybiej drobnicy uciekającej mu spod nóg. Jak smakuje ryba? Czy jest dobra? Mógł się tylko zastanawiać. Niedźwiedzi nie było widać, łososie skakały bezkarnie dookoła niego, woda chłodziła nogi, miękka jak aksamit. Zamknął oczy na jedną, krótką chwilkę.
Ostatnio zmieniony przez Vagabond dnia Sob Kwi 20, 2019 2:53 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Opium Wojownik
Posty fabularne : 74
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Sob Kwi 20, 2019 2:31 pm | |
| Pora zimowa odchodziła w zapomnienie, a po zimie pojawiała się kolorowa wiosna. Drzewa otulały się w zielone listki, a krzewy puszczały malutkie pąki na których potem zjawią się różnorakie kwiatki, róże także. Wszystko budziło się do życia, a także duże drapieżniki - niedźwiedzie. Wielkie kudłate brzuchy, które były puste. Najgroźniejsze były matki z młodymi, ale jeśli w porę dostrzeże się te wielkie bestie to można spokojnym krokiem się od nich oddalić, bez naruszania własnego zdrowia. Uderzenie tak potężną łapą byłoby śmiertelne w jakimś stopniu, o tak. Opium ostrożnie więc przechadzał trochę niebezpieczną okolice o tej porze, a może bawią się tutaj jakieś nieświadome ryzyka źrebaczki, które trzeba będzie odesłać do domu? Choć tereny niczyje, to i nawet z własnego stada można spotkać jakąś istotkę. Rozejrzał się więc dokładnie. W wodzie stał koń, o niebywałej maści. Tinker? Pinto? Appalosa? Opium zbliżał się w jego kierunku bardzo cicho, a szum wodospadu dodatkowo tłumił jego kroki. - Dzień dobry! Zawołał, uśmiechając się. Zaczął kierować się po kamyczkach, aby i sam wszedł do wody. Stał obok. - Jak leci? | |
| | | Vagabond Medyk
Posty fabularne : 66
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Sob Kwi 20, 2019 2:53 pm | |
| Nadal otępiały od narkotyzującej go (niczym opioid?) przyrody, słuchał wodospadu; absolutnie nie usłyszał zbliżającego się do niego od tyłu tinkera. Nie usłyszałby nawet zbliżającego się stada warczących asenizatorów i śmieciarek, więc nie jest to nic negatywnego.
- JEZUS - padło z jego warg i, zakręciwszy się chaotycznie, uskoczył przed rozmówcą ostro w bok, niczym przed atakującą panterą. Plany były dobre; da susa, przebiegnie trzy metry sadzawki zwinnie jak kozica, wybije się, wskoczy na brzeg i pierzchnie do lasu. Plany zostały pokrzyżowane przez śliskie kamienie; wyginając trzy z czterech chudych nóg wywinął artystycznego kozła, orła lub inne zwierzę i schował się w całości pod powierzchnię sadzawki z głośnym plaśnięciem. Pospiesznie wstał, wylewając wodę z uszu, uniósł dumnie ogon, wyprostował grzbiet i stanął obok z udawanie nonszalanckim wyrazem pyska, odrzucając na bok nawilgłe loki. - A witam, witam, bardzo... bardzo w porządku. Piękny dzień, słoneczko. - Parsknął lekko, nieco rozchlapał nogą wodę, strasząc małe rybki. | |
| | | Opium Wojownik
Posty fabularne : 74
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Sob Kwi 20, 2019 3:40 pm | |
| Opium zrobił wielkie oczy i sam delikatnie uniósł przednie kopyta w ubogim dębie, nie wiedząc co się dzieje z nieznajomym. Ruszył w popłochu, zaplątał się i wylądował w wodzie. Opium chciał podejść, a nawet zdążył zrobić krok, aby pomóc mu się podnieść. Jednak ogier o kręconej grzywie poradził sobie sam. - Przepraszam, jest mi niezmiernie głupio, że sprawiłem to całe zamieszanie. Przepraszam. Szybko powiedział w stronę nieznajomego, który chyba nie miał zamiaru go zwyzywać, za swoje skradanie, które wyszło spontanicznie. - Piękny to prawda, ale jak i piękna pora roku to i piękne długie, jasne dni. Wieczorami można teraz długo spacerować, nim nadejdzie ciemność. Której niektórzy mogą się bać. - Nic sobie nie zrobiłeś? Rzucił na niego okiem w poszukiwaniu czerwonych plam krwi, albo zdartej skórki. - Nie wyglądasz mi na rannego, ale mogę się mylić. Stwierdził. - Nazywam się Opium, choć niektórzy mawiają tylko ''Opi'', albo ''Opiumek'', ale w takie zdrobnienia idzie tylko moja rodzina. Zaśmiał się krótko. - Powiedz... jak ja mam się do Ciebie zwracać? Twoje imię, to chyba nie tajemnica? Uśmiechnął się serdecznie do lokowanego ogiera. | |
| | | Vagabond Medyk
Posty fabularne : 66
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Sob Kwi 20, 2019 7:07 pm | |
| Spojrzał na ogiera, zmarszczył brwi, przekręcił łeb w obie strony, jakby szukając kogoś za sobą. - Mówisz do mnie? - bowiem nie przywykł, żeby ktokolwiek przepraszał go za jego własną nadpobudliwość psychoruchową. - Czy może do tych biednych rybek, którym zgotowałem traumę na rok? - Biedaczyska! Nie dość, że ich życie wypełnia trud skakania po kamieniach w górę wodospadu, jakkolwiek absurdalnie to brzmi, to teraz tarlaki są wystraszone do tego stopnia, że wszelkie skakanie prawdopodobnie odłożą do przyszłego roku. Przynajmniej Vagabond tak by zrobił, będąc rybą. Niestety nie był rybą. Dlatego żył życiem włóczęgi. I dlatego nie mamy deficytu fauny sadzawkowej tu, w niedźwiedzich wodospadach. - Opium, opium - mruknął, przyjrzał się stojącemu w wodzie rozmówcy. Na krótką chwilę wsadził chrapy pod powierzchnię i siorbnął łyk.
- Jesteś nieużytecznym laudanum, wciąż czuję się potłuczony o kamienie - uśmiechnął się połowicznie, ośmielony i zachęcony uśmiechem tinkera. Żartował, nie chciał więcej przeprosin, tylko uśmiechu. - Jestem Vagabond, drogi panie - rzekł, odrzucił grzywkę i praktycznie dygnął, leciutko uginając lewą nóżkę.
- Opi? Czy zdrobnieniem od opium nie powinna być kodeina? - Uniósł jedną brew. Nadal stał w pewnym dystansie od drugiego ogiera i nie był przekonany, czy dystans ów należy zmniejszyć, czy zachować. Podręcznik norm społecznych milczał, pozostało jedno wyjście. Wyciągnął nogę i zrobił jeden krok, jakby mimochodem, wciąż lekko uśmiechnięty; jeśli tak dalej pójdzie, te loczki i nieśmiałe zbliżanie się zrobią z niego kokietkę. | |
| | | Opium Wojownik
Posty fabularne : 74
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Sob Kwi 20, 2019 10:25 pm | |
| - Tak, odkąd Tutaj przyszedłem mówię tylko i wyłącznie do Ciebie. Oznajmił ogierowi, który chyba jeszcze dobrze nie ocknął się po upadku. - Ah.. rybami to się nie przejmuj, one zawsze uciekają jak zwariowe i nie sposób wyrządzić im fizyczną krzywdę. No chyba, że dorwie je niedźwiedzia łapa z wielkimi pazurami, to niestety... Spojrzał w wodę. - Krystaliczna, niemalże przeźroczysta. Dobrze maja Tutaj rybki, czysto. Zaśmiał się i podniósł wzrok na ogiera. - Ich trauma, to zaledwie kilka sekund. Jeśli byłyby na tyle rozsądne, to pamiętałyby że lepiej nie zbliżać się do stojących końskich kopyt, które przez chwile są nieruchome i w każdej chwili mogą wywołać u nich panikę. Może lubią taką adrenalinę? Starał się oczywiście obrać to w żart, aż tak rybia egzystencja go nie interesowała. - Genialne loki. Skomentował jego artystyczny, mokry nieład na głowie. - Potłuczony, oh... to zapewne będziesz to odczuwał przez kilka dni. Też kilka razy się porządnie wywróciłem. Opium w między czasie napił się wody, ale ciągle utrzymywał z ogierem kontakt wzrokowy. Wyprostował szyję, a z jego ''brody'' woda cichutko kapała w dół. - Vagabond, dobrze, zapamiętam. Powiedział cicho i melodyjnie. - Bez obaw, jeszcze nikt się tak mną nie uzależnił, a szkoda. Uśmiechnął się, przyglądając tym niesfornym loczkom. - Imię to wymysł moich rodziców, jestem niewinny. Mrugnął do niego przyjacielsko. - Z jakiego jesteś stada? Zapytał i czekał w ciszy na odpowiedź. - O ile w ogóle chcesz mi zdradzić coś więcej, niż Swoje imię. Spojrzał gdzieś w dal, a potem na Vagabonda, a raczej prosto w jego oczy. Lubił patrzeć w oczy. | |
| | | Vagabond Medyk
Posty fabularne : 66
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Nie Kwi 21, 2019 2:07 pm | |
| Lekko westchnął, przestąpił z nogi na nogę, jego pysk nabrał nieco melodramatycznego kolorytu. - Też powinienem pamiętać, by nie zbliżać się stojących końskich kopyt, bo często zdarza się, że po kilku minutach rozmowy zaczynają one wierzgać w moim kierunku - powiedział i chlasnął się ogonem po zadzie, bo jakaś wodolubna komarzyca przekroczyła granice uprzejmości. Po smakowitym posiłku z Vagabondowej krwi pozostała tylko niewielka mokra plamka i kilka odnóży.
Na komplement wygiął szyję w łuk i gwałtownie wyprostował, odrzucając pukle do tyłu w aureoli drobnych kropel wody. - Dziękuję, compagno mio, odziedziczyłem je po moich jeszcze bardziej pokręconych - pod każdym względem - przodkach - czarna powieka lekko drgnęła, jakby zaraz miał uronić łzę wzruszenia na samą myśl o swojej dalekiej, fryzyjskiej rodzince, której przecież w rzeczywistości nigdy nie widział ani nawet nie poznał. - Mną również nikt nigdy się nie uzależnił, choć ja sam popadałem z jednego nałogu w drugi, aż nieco znieczuliłem się i zobojętniałem tam, w środeczku - podniósł lewą nogę i tknął się kolanem w pierś.
- Żadnego. Jeżeli mam być z tobą szczery, nie wiem nic o żadnych stadach. I mogę ci zdradzić dosłownie wszystko, poza tym, że czasem jem świerszcze. To kłopotliwy temat, oraz świetne źródło białka. - Uśmiechnął się pod nosem i lekko wystawił język, jakby chcąc pokazać, że na samą myśl cieknie mu ślinka. Owadożerny koń. Gdyby mógł, zaraz wypuściłby z uszu kolorowe liście-pułapki i zalewał nieszczęsne mrowki sokami trawiennymi. Wymarzony sposób na przeżycie życia.
Ostatnio zmieniony przez Vagabond dnia Nie Kwi 21, 2019 4:28 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Opium Wojownik
Posty fabularne : 74
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Nie Kwi 21, 2019 3:26 pm | |
| Wierzgać w jego kierunku? Dlaczego? - Chcesz mi powiedzieć, że za każdym razem spotkanie z nieznajomym koniem kończy się dla Ciebie źle? Dlaczego? Spojrzał na niego, oceniając jego pozorną wrogość, ale ta z niego nie biła. - Wyglądasz mi na równego gościa. Stwierdził Opium, który trochę jednak znał różnorakich koni. - Ani z kolei nie wyglądasz na takiego, który to sam zaczyna spory, kłótnie i szuka zaczepek. Inaczej... stałby twardo i nie wpadł wystraszony do wody, jakby niezbyt czuł się pewnie. - Pozory mylą, huh? Zaśmiał się w jego stronę, a na jego owłosionym licu pozostał uśmieszek. - Pokręcone towarzystwo, tak? Ogier co jakiś czas mimowolnie rozglądał się dookoła. Przez chwilę zapadła cisza, cisza skupienia. - Zawsze można otworzyć nawet ten najbardziej zamknięty małż, porośnięty glonami i zaciśnięty jak szczęka rekina. Wystarczy zrozumieć, że w życiu są wzloty i upadki. Chwilę radości i smutku, nigdy nie należy poddać się ani jednemu, ani drugiemu. To sprawia, że nasze życie ma sens i dostrzegamy różne rzeczy, których wcześniej byśmy nie zobaczyli. Trzeba do tego dojrzeć, że wszystko co robimy jest po coś i zawsze poniesiemy jakieś konsekwencje. Takie to życie... Ja zawsze otwieram serce dla każdego, choć nie każdy je pielęgnuje, a czasem wbije coś ostrego. Nadal żyję i mam się dobrze. Zaśmiał się. - Samotnik? No proszę, proszę. Pewnie stąd te kłopoty. Opium trzasnął o zad swoim ogonem, aby odgonić owady od siebie. - Gdybyś kiedyś chciał posłuchać, to Ci o nich opowiem. Jest ich tylko, albo aż, trzy. - Kłopotliwy? Każdy z nas lubi co innego, chociaż... w sumie Ty jesteś chodzący oryginał. Nigdy nie próbowałem tego... świerszcza. Ciężko je złapać, prawda? Zapytał zaciekawiony. | |
| | | Vagabond Medyk
Posty fabularne : 66
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Pon Kwi 22, 2019 11:40 am | |
| Wykrzywił pysk lekko, komicznie, nabrał powietrza, jakby zaraz miał zaśpiewać, i spojrzał w górę, jakby ktoś wyświetlał mu tam didaskalia na projektorze.
- Myślę... - zawahał się, bo tuż przed pyskiem przeleciał mu żółty motylek, Vagabond kłapnął w jego kierunku zębami, ale zwinna bestyjka zrobiła unik. Kłapnął jeszcze raz i jeszcze raz, wspiąwszy się na tylne kopyta; kamyki zagrzechotały pod nim i wyglądało na to, że zaraz znowu wyląduje w wodzie. Tak się jednak nie stało. Zachowując perfekcyjny balans, przeszedł skromniuchne dwa kroczki niby przedstawiciel dumnej rasy equo erectus i wylądował bezpiecznie na czterech nogach, patrząc w stronę owada z nieskrywaną nienawiścią. - Myślę, powodem jest moje częste pojawianie się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie - dokończył, udając, że zaistniała przed chwilą sytuacja nie miała miejsca. - Mam też problem z klaczami. Duży problem z klaczami. W zasadzie tak duży, że na sam dźwięk słowa "klacz"... - uciął zdanie i sugestywnie potarł udami okolice ciała między zadnimi nogami. ... robi się jeszcze większy, tak Włóczęga dokończyłby to zdanie, jednak wolał poprzestać, jedynie nadwerężając granice dobrego smaku.
- Mój małż zdechł - poinformował go Vagabond. - Jest martwy i cuchnie. Na wypadek, gdyby ten fakt wydawał ci się to sprzeczny z tym, co powiedziałem przed chwilą o klaczach, to już galopuję z wyjaśnieniem, że zakochanie i popęd to dwie różne rzeczy. Oczywiście, wiem, że o tym wiesz - dodał. Z tym, że w jego przypadku popęd wyglądał całkiem inaczej. Właściwie, było to całkiem zabawne; Vagabond dawno stracił nadzieję na prawdziwą miłość, znając swój status społeczny - niskiego i nieco chuderlawego panikarza - a jednak za każdym razem, gdy ujrzał powabną klaczynkę, zaraz chciał podbiec, spłodzić dzieci, a potem wychować je wraz z nią i mieć rodzinę. Takie, ot, marzenie włóczykija. Każdy marzy akurat o tym, czego życie mu poskąpiło.
- Dawaj - powiedział, gdy Opium wspomniał stada, i klapnął zadem o wodę, przyjmując pozycję słuchacza, czyli siedzącą. Żółty motylek wtedy spoczął mu na nosie. Vagabond otworzył szerzej oczy, zrobił zeza i wciągnął motylka przez lewe nozdrze, rozejrzał się, jakby go właśnie zgubił, i z wydechem wypuścił przez prawe. Zszokowany owad usiadł na kamieniu, susząc skrzydełka, niepewny, co o tym wszystkim sądzić. - Wyjątkowo prosto - powiedział słabym głosem Włóczęga, jakby miał katar; pyłek odrobinę podrażnił śluzówkę. - Smakują doskonale z jeżynami i mleczem. Polecam, jako wędrowny kuchcik - mrugnął do niego jednym okiem, jakby zdradzał mu jakiś wielki sekret. | |
| | | Opium Wojownik
Posty fabularne : 74
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Wto Kwi 23, 2019 3:23 pm | |
| Opium stał i patrzył jak Vagabond usiłuje zabić motylka, albo cokolwiek innego. Niemalże znowu upadłby do wody? Czyżby Pani Ziemia chciała zesłać na niego psikusa? Czymże zawinił sobie ten niewinny motyl, który i tak ma krótkie życie. Opium zastanowił się chwilę, a potem patrzył jak nienawistnie odesłał wzrokiem owada, jego nowy znajomy. Dlaczego? I po co? Vagabond zjadał świerszcze, a może też i gustował w kolorowym białku? Motylach. W zasadzie sam ogier wyglądał przez moment, jak malutkie źrebie, które się bawi. Czy to zwiastowało jego wesolutką duszę? Samotnicy to z reguły zwariowane, frywolne koniki. - Też byś zwiał, jakbyś zamienił się miejscami z tym motylkiem. Skomentował zupełnie naturalnie, bez żadnych złośliwości. - Nieodpowiednie miejsce, nieodpowiedni czas... Ciężko jest mieć wpływ na to, jeśli sami nie słuchamy innych. Wiele razy nam powtarzano ''nie idź tam'', ''nie rób tego''. Lecz wiadomo, to co dla mnie może być oczywiste, dla innych jest nowe, albo niepotrzebne. W sumie, kto jest w stanie zabronić coś samotnikowi, prawda? Uśmiechnął się do niego, lekko śmiejąc. Następnie słuchał kolejnych słów ogiera. Na moment spojrzał na to sugestywne miejsce, które było problemem dla lokowanego. Spojrzał na Vagaonda. - Łaknienie, powiadasz. Nie potrafił zatrzymać... Swojego pragnienia, ah tak? - Pytanie, czy lepiej chodzić ciągle głodnym, czy zjeść raz, a dobrze. Starał się być dowcipny, ale nie wyśmiewać się z ogiera. Pora jednak chyba oddelegować ten temat, który i tak nie zostałby w żaden sposób rozwiązany, czy to może kawałek chleba dla medyka? Ciężko stwierdzić, co i jak na co działa. Zwłaszcza, kiedy jest się tylko wojownikiem, a raczej będzie. - O tym wie chyba, każdy dojrzały ogier. Nie każdy jednak stosuje się do tych zasad, a potem jest płacz i zgrzytanie zębami. A bo to mało potem takich jednorazowych wypadków, które niszczą związki, matki same wychowują młode, albo ktoś nawet targnie się na Swoje życie. Jednak w tym wypadku lepiej być ogierem, który zniknie bez konsekwencji, ale z WIELKĄ plamą na honorze, dumie i godności. - Podsumowując - najlepiej szanować obie strony. Westchnął. - W naszej krainie istnieją trzy stada, które mają zupełnie inne cele, ideologię. Stado Delty Opalu, Stado Księżycowych Szczytów... no i Stado Tańca Płomieni. Stanął w słowach i spojrzał, czy ogier go słucha. Wyglądał na takiego, że tak. - Pierwsze, do którego należę jest bardzo przyjemne w odbiorze, jesteśmy bardzo duchowni, mamy Swoich bogów, a także Wyrocznię. Nie zdradzał, że to jeden z jego ojców. - Księżycowe Szczyty, to proste i bezpośrednie stado, a ich członkowie nie boją się nowych koni, nie zrobią więc Ci krzywdy, jeśli wejdziesz na ich teren. Albowiem nie rób tego bez przyczyny, niełatwo powiedzieć im wymyśloną historyjkę, że się ''zgubiłeś'' to zdenerwuje ich bardziej. Zaśmiał się. No tak i ostatnie... W sumie, czy warto ich wyróżniać? Opium nie chciał kłamać, ani oszukiwać. - Taniec Płomieni. Lasy deszczowe... tam lepiej nie chodź i teraz mówię poważnie, ku przestrodze. Spojrzał gdzieś w dal... - Potępiają naszą pobożność, co czyni ich naszymi wrogami, ale to nie dzięki temu nie chcę, abyś tam chodził. O ile w ogóle mnie posłuchasz, ale dlatego, że są bardzo bezwzględni. Egoiści, więc i tam pomocy nie znajdziesz. Podsumował. - Jesteśmy różni, dlatego to nas dzieli. Choć każde stado ma Swoje tereny, nikt nie jest w stanie powiedzieć co przyniesie kolejny dzień, a nowych koni ciągle przybywa. Wystarczy, że w ich głowach narodzi się pomysł, a potem poparcie... A, czy Delta była zagrożeniem? - Mogę ręczyć Swoja głową, że Delta nigdy nie wysunie pierwsza takiego pomysłu. W ogóle. Nie potrzeba nam wojny, smrodu rozkładających się ciał, rannych, pozostawionych - kalek, źrebiąt, którzy niczym nie zawinili. Spojrzał na Vagabonda. - Słowem można zyskać wiele, ale i wiele stracić. Uśmiechnął się, podsumowując. - Cieszysz się chyba, że jesteś frywolnym ptaszkiem, co? Zaśmiał się. | |
| | | Vagabond Medyk
Posty fabularne : 66
| Temat: zioła implied Wto Kwi 23, 2019 4:52 pm | |
| Motyl? A któż przejmowałby się motylem? Motyl jest drgnięciem struny skrzypiec wobec milionów kompozycji, które przepływają przez orkiestrę smyczkową wszechświata. Jego życie praktycznie zostawia dźwięku, a jego gwałtowne ukrócenie nie wpłynie na melodię. Tak samo zresztą w przypadku żyć końskich i oczywiście, kłóćcie się o efekt motyla, jednak liczby prawdopodobieństwa pozostają na swoich miejscach. Gdy brakuje cudów, gdzie tu znaczenie, gdzie tu sens, czy jesteśmy tylko teatrem bez widowni, bądź też, co wydaje się jeszcze gorsze, widownią porcelanowych i plastikowych kukieł, podstawioną nam jedynie po to, żebyśmy bardziej się starali? Kukły nie krzyczą, kukły nie komentują, kukły nawet nie patrzą. A jednak czujesz na sobie ich ślepe spojrzenie w każdej sekundzie, pocisz się pod nimi, chcesz wypaść dobrze, bo tekst, który kazano ci zapamiętać, jest wyjątkowo obszerny i nie potrafisz przestać się bać, że kukła zacznie się nudzić.
- Nie mówię, że nie. Żyćko jest cenne - stwierdził i trzepnął ogonem, jakby wzruszał obojętnie ramionami. Motyl zerwał się do lotu, i nie ośmielił się już usiąść na nosie konia. Uczymy się całe życie, ilekolwiek by ono nie trwało. Czasem ważne informacje zostają zapisane boskim piórem matki natury w genach i jadą dalej, z pokolenia na pokolenie. A więc Vagabond właśnie przyczynił się do wzrostu inteligencji i znaczenia motylego rodu na arenie międzygatunkowej. To z pewnością chwalebne.
- Jadam posiłki bardzo nieregularnie, nigdy do syta. A ostatnio zachowuję ścisły post - poinformował go i wykrzywił płaczliwie wargi. - Jedzenie przede mną spierdala! - czasem też rzuca się na niego, bodzie kopytami, chce jego zniknięcia. Nikt nie lubi natrętów. Nikt nie lubi imigrantów. Mówcie sobie, co chcecie, ale wszyscy jesteśmy zwierzątkami i mamy takie same schematy myślowe.
- Czy się cieszę? - Vagabond prychnął, parsknął, wylał kolejną porcję wody z uszu, zastanowił się poważnie nad odpowiedzią. - To nigdy nie była kwestia wyboru. To raczej kwestia... mnie samego? Jestem układanką jednopuzzlową. Pasuję sam do siebie i nikogo więcej, jak się okazuje. - Wysilił się na uśmiech. Uśmiech był sztuczny, tak samo, jak wysilanie się, gdyż, w zasadzie, Vagabond nie czuł się specjalnie dotknięty tym, co właśnie zdradził rozmówcy, za dużo razy już przecież powiedział to sobie sam w myślach. - Dziękuję za wszystkie twoje... cenne porady - rzekł, uśmiechnął się, zerwał sobie jakiś zielony kłos spomiędzy traw i przygryzł go. Brakuje mu teraz słomianego kapelusza i organków. - Idę się włóczyć i głodować dalej. Może jeszcze kiedyś się spotkamy? - przekrzywił głowę, pukle przysłoniły przeuroczo jedno oczko w kolorze koktajlu jagodowego ze spiruliną, co daje spieniony, kremowy, chemiczny błękit. - Bywaj.
Na odchodnym rozejrzał się za ziołami; w pobliżu wody była spora szansa na jakieś interesujące okazy, a przecież nie spieszył się. Włóczęga nigdy się nie spieszy. Wyłączając te momenty, kiedy musi uciekać w panice przed większością napotykanych przedstawicieli innych lub, co gorsza, swojego gatunku. [z/t] | |
| | | Opium Wojownik
Posty fabularne : 74
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Sro Kwi 24, 2019 4:31 pm | |
| Opium wysłuchał słów ogiera, a na niektóre reagował ciepłym śmiechem. - Nie ma za co. Cenne porady? Oby, oby. Miał nadzieję, że Vagabond miał i Swój zdrowy rozsądek, mimo Swojego uroczego gapiostwa. Taki już widocznie był, a każdy z nas jest przecież inny. - Czy się spotkamy? Myślę, że to będzie nieuniknione. Stwierdził ogier. - Niech pogoda Ci sprzyja! Bywaj! Powiedział i sam wyruszył w drogę, ale w innym kierunku. Pora wrócić na tereny własnego stada, może doszedł ktoś nowy? Ostatnio dużo widuje się nieznanych postaci. Westchnął w zamyśle i niespiesznie poszedł tam gdzie jego miejsce. z/t | |
| | | Admin Admin
Posty fabularne : 289
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Wto Maj 21, 2019 10:55 am | |
| Samica ocelota ostrożnie przemierzała teren, szukając jakiejś ofiary. Po jej powiększonych wymiotach było widać, że karmi młode. Zapewne czekały gdzieś dobrze ukryte, aż matka przyjdzie z pożywieniem. Bezszelestnie dotarła do zarośli wokół wodospadu, gdzie zaszyła się i czekała, aż nieostrożne zwierzę wpadnie w jej pułapkę. | |
| | | Heikkøye Wojownik
Posty fabularne : 17
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi Wto Maj 21, 2019 12:36 pm | |
| Wybrała się na ziemie niczyje po raz kolejny w tym tygodniu, wybitnie zgnębiona przez parną puszczę. Wiadomo, że wilgotne lasy równikowe miały swój urok; były pełne źródeł wody i wysokiej jakości pokarmu, a także schronień przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi. Nie wszyscy, a już na pewno nie ona, byli jednak do tego przyzwyczajeni. Spożywanie posiłków bez konieczności wyrywania ich innym stworzeniom z gardeł bądź cieszenie się chłodną deszczówką, a nie lizaniem lodu miało w sobie absurdalną łatwość.
Wyczuła drapieżnika już z daleka; jej czuły nos nie pozostawał obojętny na zagrożenie. Nastawiła uszu, rozszerzyła chrapy; będzie miała do czynienia z matką. Matki są najgorsze, bo w panice i amoku posuną się do wszystkiego, byle chronić dziecko, nawet, jeśli zagrozenie było znikome. Zbliżał się pojedynek.
Ocelot skoczył na klacz bez żadnego ostrzeżenia, a jego wzorzyste futro idealnie ukryłoby go w bogatej roślinności przed nieważnymi oczami ofiary, maskując zwinny skok.
Ukryłoby. Bo przecież Heikkøye nie była ofiarą.
Kot myślał, że jest dyskretny, ale tarcie wysuwających się pazurów o drobne kamienie i skrzypiące trawy rozbrzmiały w uszach ślepej klaczy jak przejazd smyczka po strunach. Zwinęła się jak wstążka j gwałtownie zadębowała, wyrzucając przednie kopyta do góry, stawami wchodząc pod brzuch ocelota i odrzucając go do tyłu w pół efektownego skoku. Wzorzysta kocica była jednak zręczna i gibka; opadła na cztery łapy, zasyczała przeciągle, przywarła do ziemi, szykując się do kolejnego ataku. Heikkøye zasyczała również, prowokując ją. Nie znosiła momentów napiętej bezczynności.
Ocelot skoczył ponownie, tym razem starając się chwycić zębami za pęcinę klaczy, ale ta sprawnie odskoczyła w tył; nie zauważyła jednak niewielkiej wyrwy w ziemi i wpadła tam prawą nogą, klinując się. Zaklęła cicho, sięgnęła tam pyskiem; ta sekunda nieuwagi wystarczyła, by samica ocelota doskoczyła do niej ponownie i pazurami przejechała wzdłuż prawej strony pyska. Heikkøye nie traciła czasu na syczenie z bólu, zamiast tego capnęła drapieżnika za ucho i zarzuciła głową w bok, napinając mocno mięśnie szyi, i odrywając kawałek ciała kocicy. Zapach mieszającej się krwi z ran obu samic zagęścił się w powietrzu; niedobrze. Teraz ślepa klacz nie mogła w pełni polegać na węchu, otumanionym nieco przez metaliczny zapach posoki.
Zamiast tego wytężyła pamięć i szósty zmysł; usłyszawszy ponowny syk ocelota, kłapnęła zębami w tamtą stronę, łapiąc zwierzę za skórę na karku, po czym wybiła się z przodów i cisnęła nim o kamienie okalające wodospad. Kot zaskomlał z bólu; prędkość jego bezwładnego spadania była zbyt duża, żeby zdołał obrócić się na cztery łapy, więc uderzył o twarde, ostre krawędzie. Krew ponownie zrosiła powietrze.
Heikko oswobodziła nogę, wbiegła w sadzawkę, balansując na śliskich kamieniach po mistrzowsku; rozchlapywała wodę na boki, galopem dosięgnęła podnoszącej się kocicy i pchnęła ją lewym kopytem w gardło, zbyt szybko, żeby zostać podchwyconą. Usłyszała plusk, rozbryzg wody, gdy ocelot wpadł pod powierzchnię. Dopadła tamtego miejsca i poprawiła kopnięcie, tłukąc kopytami żebra samicy.
Miała szansę na zabicie kocura, ale ponieważ w pamięci klaczy zapisał się obraz głodnych kociąt, wystarczyło jej porządnie otumanienie ocelocicy. Gdy drapieżnik znów zaczął się podnosić, klacz odwróciła się i prężnym galopem, tempem, które dla poturbowanego kota nie było już osiągalne, zaczęła uciekać z powrotem na znajome sobie tereny gorących lasów
z/t | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wodospady Niedźwiedzi | |
| |
| | | | Wodospady Niedźwiedzi | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |