|
| Wartki potok | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Admin Admin
Posty fabularne : 289
| Temat: Wartki potok Sro Kwi 10, 2019 3:35 pm | |
| Przez zieloną, tropikalną łąkę przepływa potok, który wypływa gdzieś skądś ze skał składających się na wodospady. Mimo silnego prądu potok jest płytki, ale nadal należy uważać na śliskie kamyczki na jego dnie. Miejsce jest stałym placem zabaw dla młodych zwierzątek. | |
| | | Admin Admin
Posty fabularne : 289
| Temat: Re: Wartki potok Pią Kwi 26, 2019 9:09 am | |
| W okolicy, która dotychczas była bardzo spokojna, pojawiła się niezbyt przyjaźnie nastawiona do koni świnia leśna. Nie była ona najłatwiejszym przeciwnikiem, ale również niezbyt niebezpiecznym... Dla stada mogła ona jednak przynieść same szkody, dlatego najlepiej, aby zajęli się nią wojownicy. | |
| | | Calore Wojownik
Posty fabularne : 42
| Temat: Re: Wartki potok Sob Maj 04, 2019 9:46 pm | |
| Calore przemierzał tereny swojego stada bez konkretniejszego celu, jako wymówki zawsze mógł użyć ćwiczenia fizyczne. Kłusował swobodnie, aż nagle, jego pozostające w wiecznej czujności uszy, wychwyciły niecodzienny odgłos. Natychmiast przeszedł do stępa, aby jego kroki nie przeszkadzały mu w nasłuchiwaniu. Teraz, gdy w skupieniu mógł nasłuchiwać, od razu rozpoznał dźwięk wydawany przez świnię leśną. Wiedział, że jest to godny przeciwnik, jednak miał na uwadze również to, że pozbycie się takiego zwierza z terenów stadnych byłoby korzystne dla niego. Z tą pokrzepiającą myślą w głowie ruszył w stronę, z której dochodziły niepokojące dźwięki. Szedł niemal bezgłośnie, chciał wykorzystać przewagę aspektu zaskoczenia. Gdy po chwili ujrzał swój cel, jego tętno wyraźnie przyspieszyło, jednak postronny obserwator nie zauważyłby żadnej zmiany. Świnia dalej spokojnie żerowała, co dodało mu otuchy. Napinając chyba każdy mięsień w swoim ciele, zniżył swoją głowę i położył uszy po sobie. Nieubłaganie zbliżał się do swojego celu. Dziesięć metrów, siedem, pięć, dwa. Wtedy nagle świnia dostrzegła go i w amoku, wywołanym przerażeniem, rzuciła się na Cala, jednak ten był na to idealnie przygotowany. Natychmiast wspiął się na tylne nogi i wycelował przednimi kopytami w masywne cielsko świniowatego. Używając nie tyle co swoich mięśni, to własnej masy, ogier opadł na swojego przeciwnika trafiając go w plecy. A niech to! Gdyby jego mocne kopyta trafiły zwierzę w głowę, dalsza walka byłaby kaszką z mleczkiem. Świniak, jedynie nieco oszołomiony, natychmiast się podniósł, gotując się do ataku na kasztana. Cal, nie chcąc dawać przeciwnikowi czasu na odpoczęcie, natychmiast ruszył w stronę swojego celu. Nie bardzo przemyślał ten ruch, ponieważ świnia, tak samo jak on, puściła się galopem w stronę swojego przeciwnika. Ogier, nie będąc pewnym czy to starcie skończy się dla niego dobrze, w ostatniej chwili odskoczył gwałtownie w bok, unikając ataku zwierzęcia. Przeciwnik konia był zaślepiony furią, co jednocześnie działało na jego korzyść, jak i niekorzyść. Gniew dodawał świni siły, jednak jednocześnie odbierał zdolność racjonalnego myślenia (jeśli ów istota kiedykolwiek do tego zdolną była).
Kiedy dzika kreatura skierowała w Cala swoje wściekłe ślepka, ogier mimowolnie się wzdrygnął. Przemknęło mu wtedy przez głowę, że jednak przecenił swoje umiejętności. Oczy zwierzęcia nie miały w sobie nic, co mogłoby wskazywać, że zostało ono stworzone przez bogów. Oj nie! Widniał w nich czysty diabeł, którego nawet ktoś taki jak Calore musiał się przerazić! Świnia ruszyła w stronę ogiera, wyglądając jakby chciała to skończyć raz, a dobrze. Ogier przyjął jedyną technikę, która mogła teraz podziałać. Stał, nieruchomy niczym głaz, pyskiem skierowanym w stronę nadbiegającego masywnego zwierzęcia. Dokładnie obserwował przeciwnika i czekał na najlepszy moment. Tak samo jak wcześniej, w ostatnim momencie uniknął śmiertelnej szarży gigantycznego świniowatego. Mimo dokładnie przemyślanej akcji, przeciwnik Cala zdołał trafić jego tylną nogę, jednak rozpierająca ogiera adrenalina skutecznie wyciszyła ból.
Kasztan jak najszybciej potrafił, pobiegł w stronę krystalicznego potoku i ustawił się do niego tyłem, znów stając oko w oko z przeciwnikiem, którego wcześniej nie docenił. Miał tylko nadzieję, że świnia, nauczona jego poprzednimi unikami, jeszcze raz złapie się w tę pułapkę. Ten jeden, ostatni raz. O to jednak chyba nie musiał się martwić. Potworna kreatura, zachęcona dosięgnięciem przeciwnika choć w takim stopniu, już szykowała się do kolejnej szarży. Nerwy Calore'a były napięte jak postronki, co przez litry wylewanego potu mógłby stwierdzić pierwszy lepszy obserwator, a jednak adrenalina buzująca w kasztanie wyciszała ból, zmęczenie i wszystkie inne niedogodne czynniki. Zmuszenie się do spokojnego stania wydawało się mu wręcz niemożliwe, jednak nie mógł teraz zepsuć wszystkiego i po prostu rzucić się na swojego przeciwnika. Świnia leśna zbliżała się do niego z zawrotną prędkością, na co Cal złośliwie się uśmiechnął. O to chodziło. Czekał aż do ostatniej chwili, znów narażając się na zasięg ataku wściekłego zwierzęcia, jednak tego wymagał jego wymyślony naprędce plan. Tak jak w poprzednich wypadkach, w dosłownie ostatniej chwili, znów będąc draśniętym przez świnię, uniknął jej ataku, gwałtownie odskakując w bok. Jednak tym razem za Calorem znajdował się potok o silnym prądzie i dnie pokrytym śliskimi kamieniami. Idealnie. Świnia z impetem wpadła do ów zbiornika, przewalając się, z wielkim pluskiem i dzikim rykiem, na bok. Przez chwile w głowie Cala pojawiła się kusząca myśl, aby to zwierze po prostu dobić, jednak zaraz się opamiętał. Gdyby tylko spróbował, sam pewnie padłby ofiarą zdradzieckiego podłoża rzeczki. Nie oglądając się już za siebie, ulotnił się stamtąd tak szybko, na ile obicia i opadająca adrenalina, ujawniająca potworne zmęczenie i ból, mu pozwoliły.
Będąc już tak z piętnaście metrów od pokonanego zwierzęcia, dał sobie chwilę na napawanie się żałosnymi odgłosami wydawanymi przez swojego przeciwnika. Calore nie wątpił, że przewrotka tak masywnego zwierzęcia, do tego napędzana jeszcze takim impetem, musiała być groźna, a przede wszystkim bolesna.
zt | |
| | | Francesinha Wojownik
Posty fabularne : 57
| Temat: Re: Wartki potok Czw Cze 06, 2019 3:11 pm | |
| Frances nie mógł znaleźć dla siebie żadnego zajęcia, dlatego włóczył się po dżungli, pozornie bez celu. Oczywiście, takie spacery przydawały się stadu, kiedy przybierały formę patrolu. Kasztan jednak nie spotkał jeszcze nigdy żadnego intruza na terenach STP. Właściwie zastanawiał się, czy nawet gdyby z takim miał do czynienia, potrafiłby go poznać? Nie znał przecież wszystkich członków swojego stada (co samo w sobie było dość przykre).
Przemieszczał się wzdłuż strumieni, co znacznie ułatwiało mu wędrówkę. Nie musiał marnować energii na przedzieranie się przez, miejscami zupełnie nieprzedziralne chaszcze, pnącza i resztę dżunglowej gęstwiny. Kiedy tylko naszła go ochota, miał dostęp do wody pitnej i chłodu, który oferował mu strumień. Teraz natrafił na miejsce, gdzie wody potoku rozlewały się nieco szerzej, niż wcześniej. Nurt był tu mniej rwący, a cień rzucany przez drzewa sięgał prawie samego drzewu. Frances uznał to miejsce za idealne na krótki postój. Zachowując podstawową czujność, by nikt nie zaskoczył o od tyłu, zatrzymał się, z kopytami zanurzonymi po pęciny. Nachylił się i zaczął pić. | |
| | | Admin Admin
Posty fabularne : 289
| Temat: Re: Wartki potok Pią Cze 07, 2019 6:04 pm | |
| Gdy Frances zaczął pić, jego uwagę zwrócił prawie niesłyszalny szelest, który dobiegał zza jego grzbietu. Odwrócił się więc, widząc, jak zza zarośli okalających wartki potok wychodzi... No właśnie, czym to było? Pierwsza myśl sugerowała słonia indyjskiego- olbrzymiego rozmiaru kopyto wysunęło się jako pierwsze, zaraz po nim łeb o garbanosym profilu, który był niemal tak duży jak cały jeden kuc. Szyja, łopatki, grzbiet, zad, nogi... Jedna wielka kupa mięśni. Wojownik STP nigdy nie widział takiego konia... Mógł go teraz zobaczyć w całej okazałości. Dereszowaty, bliżej nieokreślonej rasy. Patrzył na niego uważnie z malującą się drwiną na twarzy. - Och.- wyolbrzymił westchnięcie. - Czyli jednak... Będę musiał rozgnieść ogonem kilka natrętnych insektów, zanim dobiorę się do gardła twojego nędznego władcy?- zapytał teatralnie, po czym zaśmiał się, stawiając kilka kroków w stronę Francesa. - Cholerne durnie. Pozwoliliście, by ktoś taki władał lasem deszczowym!- podniósł głos, zmierzając w jego kierunku, zupełnie niczego się nie obawiając. - Żałosne. Wszyscy będziecie gryźć piach. Pora przywrócić właściwe rządy...- zatrzymał się kilka metrów przed nim. - Jakieś ostatnie słowa? | |
| | | Francesinha Wojownik
Posty fabularne : 57
| Temat: Re: Wartki potok Nie Cze 09, 2019 7:20 pm | |
| Zaalarmowany niepasującym do otaczających go warunków przyrody szelestem, gwałtownym ruchem poderwał łeb. Zanim zdążyły pojawić się w nim jakiekolwiek wątpliwości co do źródła hałasu, od razu zostały rozwiane, przez ogromne monstrum, które wytoczyło się z dżungli. Cholera, jakim cudem Frances nie usłyszał tego czegoś zbliżającego się przez las?! Ogromny koń (chociaż ciężko było w to uwierzyć - owszem - był to koń) stał teraz w całej swojej okazałości zaledwie kilka metrów od niego, spoglądając na niego z góry z pobłażliwym uśmiechem. Kasztan odruchowo cofnął się o krok, wszystkimi kopytami przecinając teraz nurt strumienia.
Zastygnięty w bezruchu, zbyt zmrożony grozą, by się poruszyć, słuchał przemowy dereszowatego potwora. Ha, jego intencje były całkiem jasne. Jedynym, o czym w tej chwili potrafił myśleć Frances, była paniczna ucieczka. Zerwanie się do biegu teraz, natychmiast, na przełaj, przez dżunglę. Zapewne zdołałby uciec. Masywny koń naprzeciwko niego nie wyglądał ani na rączego, ani zbyt zwinnego. Gdyby tylko rzucił się do cwału teraz, dałby radę zgubić go wśród palm i pnączy.
Aha, problem polegał na tym, że Fran nie mógł uciec. Jego obowiązkiem było strzec terenów stada i właśnie zdał sobie z tego sprawę, z całą bolesną świadomością. Chociaż widział tego potwora pierwszy raz na oczy, domyślał się, kim był, albo przynajmniej, co zamierzał zrobić. Zresztą, sam wyjaśnił mu to nader klarownie. Kasztan gorączkowo układał w głowie strzępki różnych opowieści, które słyszał, odkąd przybył do dżungli. O tym, co działo się, zanim Devraj przejął pełną władzę, o zbuntowanych plemionach i o zamieszkach, które wreszcie zostały całkowicie stłumione. Cóż, najwyraźniej, wcale nie całkowicie.
Frances przełknął ślinę. Odnosił wrażenie, że bicie jego serca słychać w promieniu kilku metrów, chociaż logika podpowiadała mu, że to niemożliwe. Nie był zaślepionym idiotą! Wiedział, że ten monstrualny deresz zgniecie go na placek w bezpośrednim starciu. Myśli w jego głowie galopowały, analizował naprędce swoje szanse. Co powinien zrobić? Donieść Devrajowi, to oczywiste. Gdyby udało mu się uciec i zanieść władcy wiadomość, ten już sam zdecydowałby, co z nią począć. A wtedy Frances mógłby dostosować się do jego poleceń. Cóż jednak obecnie miał mu do powiedzenia? Tak naprawdę nie miał nawet pewności, z kim ma do czynienia. Nie wiedział nic o jego zamiarach, planach, nakładzie sił... Cóż takiego Devraj wyciągnąłby z informacji, że pewien potwór pojawił się w dżungli i zamierza "dobrać się do jego nędznego gardła"? Z drugiej strony, jeśli kasztan da się teraz zabić, płomienny władca nie dowie się absolutnie niczego, a całe stado tkwiło będzie w nieświadomości, narażone na atak w każdej chwili.
Już w momencie podejmowania decyzji, nienawidził tego, co zamierzał zrobić. Musiał użyć dosłownie całej silnej woli, żeby zmusić swoje zdrętwiałe ciało do ruchu. Wyważonym krokiem, nie spuszczając wzroku z olbrzymiej sylwetki, wyszedł ze strumienia. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak ważne było zlikwidowanie przewagi wysokości, jaką tamten posiadał. Zlikwidowanie, na ile to było możliwe, oczywiście. Nawet teraz, kiedy obaj stali na równym gruncie, dereszowaty nieznajomy górował nad nim o dobre kilkanaście centymetrów. A Frances do niskich nie należał.
Stał przez chwilę bez ruchu, spięty do granic możliwości, mierząc olbrzyma spojrzeniem. Wszystkie emocje, które się w nim kotłowały, głównie paraliżujący strach i obezwładniającą chęć ucieczki, całym wysiłkiem woli zepchnął na dno swojej czaszki. Mógł to zrobić, do cholery! Był przecież pierdolonym wojownikiem! - Nie wiesz o czym mówisz - powiedział niskim głosem, wpatrując się hardo w przeciwnika - Pan i władca Płomiennych nie jest kimś kogo-
Nawet nie zadrżała mu powieka, nic w jego spojrzeniu nie zdradziło jego zamiarów. Zamiast dokończyć zdanie, rzucił się szczupaczym ruchem prosto na ogromną kupę mięśni, stojącą przed nim. Wyglądało na to, że zamierza zacisnąć szczęki na prawej nodze deresza, była to jednak tylko zmyłka. W ostatniej chwili odbił w lewo, wykonał krótki piruet i wybił z przodów, mierząc potężnego kopniaka w bok przeciwnika. Nie kłopotał się specjalnie celowaniem, przy rozmiarze olbrzyma naprawdę ciężko byłoby nie trafić. Obrót powinien nadać ciosowi dodatkowej siły.
Kasztan nie łudził się, że ten atak wyrządzi potworowi jakąś większą krzywdę. Nie zamierzał też czekać, aż tamten zareaguje i zmiażdży go jak robaka. Jeżeli udało mu się trafić, wykorzystał siłę odrzutu, by odskoczyć od deresza na bezpieczną odległość.
Chociaż jego szanse na wygranie tego pojedynku były bliskie zeru, te kilka procent, które mu pozostawały z pewnością opierać się musiały na wykorzystaniu zręczności i sprytu. Masa i potężna mieśnie zapewniały obcemu bezapelacyjną przewagę w dziedzinie siły fizycznej, jednak przy takich gabarytach, zwyczajnie niemożliwym było, by dorównywał Francesowi pod względem zwrotności i tempa.
Niestety atak nie powiódł się. | |
| | | Admin Admin
Posty fabularne : 289
| Temat: Re: Wartki potok Pią Cze 14, 2019 11:47 am | |
| Statystyki Flasha: 20S, 20Z, 10W
Bestia łypała oczyma w stronę Francisa, co chwila wyszczerzając swoje kły w brzydkim uśmiechu. Potargana grzywa opadała bez ładu i składu na szyję, która pewnie sama w sobie ważyła więcej niż jeden kuc. Ogier widząc przerażenie tamtego zaniósł się gardłowym, niskim śmiechem, pełnym pogardy i własnej pewności siebie. Na słowa tamtego zniżył jedynie głowę, niczym polujący kot i stanął pewnie na nogach. Obdarzył kasztana spojrzeniem pełnym kpiny i pożałowania. Wtedy tamten zaatakował bez jakichkolwiek przejawów swego zamiaru. Olbrzym był szybszy, mimo jego rozmiarów. Francis skutecznie poprowadził zmyłkę, jednak finalnie Flash uniknął jego przednich kopyt. Rozległ się głośny, gorzki śmiech, po czym niczym czołg lub taran ruszył na Płomiennego, aby go dosłownie zmiażdżyć. Wbiegł z niego z impetem, wykorzystując swe gabaryty, by odrzucić go na 2 metry przed siebie. Następnie próbował ranić przednimi kopytami Francisa, jeśli udało mu się go przewrócić, jak zamierzał prędzej. Odsunął się o krok, po czym złapał go zębami za grzywę i rzucił jak śmieciem w bok. - Zamilcz, psie.- warknął, patrząc na kasztana. - Zniszczymy was. Intruzów. Pozostanie z was góra kości...
Udał się pierwszy oraz ostatni atak, w sumie odejmując Franiowi 34HP. ~Alys | |
| | | Francesinha Wojownik
Posty fabularne : 57
| Temat: Re: Wartki potok Sob Cze 15, 2019 12:54 am | |
| Sapnął zaskoczony, gdy jego kopyta trafiły w niebyt. Potwór uniknął jego ataku, na co Fran właściwie nie był przygotowany. Wyglądało na to, że jednak zdecydowanie nie docenił jego prędkości. Dalej rzecz potoczyła się równie bardzo nie po jego myśli. Przez sprawny unik przeciwnika, kasztan stracił na chwilę równowagę, a czas, który zajęło mu pozbieranie się do kupy wystarczył dereszowi, by zwalić się na niego całym ciężarem ciała.
Uderzenie odebrało mu na moment dech w piersiach. Bez trudu został przepchnięty o dobre dwa metry, z powrotem w stronę strumienia. Fran zastanawiał się, jakim cudem uderzenie olbrzymiego cielska nie ścięło go z nóg. Tymczasem deresz już był przy nim, swoją potężną sylwetką zasłaniając mu słońce. Zdębował, z zamiarem dokończenia tego, co zaczął i ostatecznego wgniecenia kasztana w ściółkę. Frances, korzystając z refleksu opartego na bezwarunkowym odruchu, odskoczył w tył, unikając potężnych kopyt wymierzonych w jego głowę.
To, że mniejszy koń uciekł od jego ataku, wyraźnie rozwścieczyło olbrzyma. Cóż, na tyle oczywiście, na ile rozwścieczyć nas może upierdliwy komar, brzęczący nam nad uchem i kąsający od czasu do czasu. To właśnie było jedyne, co Frances mógł zrobić wielkoludowi - pokąsać.
Deresz chwycił go za kark i, bez większego wysiłku, podciągnął do góry, tak, że musiał przenieść ciężar ciała na tylne nogi, z przednimi zawisłymi w powietrzu. Zacisnął szczęki, by nie wydać z siebie żałosnego jęku, na który nie pozwalała mu jego godność. Zmusił się do odsunięcia na tył czaszki pulsującego bólu spowodowanego wyrwaniem sporej kępki grzywy. - Kim... ty do cholery jesteś? - wydusił z siebie, zaraz przed tym, jak olbrzym cisnął nim o ziemię, jak gdyby nic nie ważył.
Kolos przyglądał mu się teraz jedynie, wypluwając z siebie przy okazji kolejne groźby skierowane do niego i innych członków STP. Pozwoliło mu to pozbierać się i stanąć z powrotem w pozycji wyprostowanej, chociaż czuł, jak drżą pod nim kończyny. Część żeber po lewej stronie miał obitych, o ile nie złamanych. Adrenalina co prawda sprawiała, że ból docierał do niego ze zdecydowanym opóźnieniem i w dużo mniejszym natężeniu, niż miało by to miejsce w innych okolicznościach. Tylko co wtedy, kiedy adrenalina wreszcie z niego zejdzie? Ha, w tym momencie Frances po prostu chciałby dożyć tej chwili.
Motywowany już teraz chyba tylko "a, co za różnica", korzystając z tego, że sprzed oczu na chwilę zniknęły mu mroczki, rzucił się do przodu, wprost pod kopyta deresza. Nie chciał oczywiście zostać zdeptanym, dlatego liczył, że odpowiednio szybko znajdzie się na tyle blisko zwalistego cielska, że tamten nie zdoła już dosięgnąć go ani kopytem, ani zębami. Kąsać jak komar, to jedyne, co mu pozostało? Wyciągnął szyję i spróbował ugryźć olbrzyma w delikatniejszą, z definicji, skórę na gardle. Jeśli jego szczęki sięgnęły celu, zacisnął je najmocniej jak potrafił i zarzucił łbem, starając się rozerwać tkankę. Pozycja, w jakiej się znajdował, to jest na tyle blisko przeciwnika, by kopanie i gryzienie go było co najmniej utrudnione, była dla niego korzystna, dlatego dołożył starań, by zachować właśnie taki układ. W razie gdyby deresz próbował się cofnąć, Fran podążył by za nim, ani na chwilę nie tracąc kontaktu. Z drugiej strony, potężny ogier mógł równie dobrze po prostu ruszyć naprzód, miażdżąc go lub odpychając jak piórko. Pokazał już przecież, że przesunięcie pięciuset kilogramowego kasztana nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania.
Nie czekając, aż tamten zdąży spełnić swoje groźby i dosłownie go zniszczyć, ukąsał go ponownie, tym razem w lewą łopatkę. I kolejny raz, nieco niżej, w mięsień tuż pod łokciem. Nie spodziewał się, że tymi atakami wyrządzi przeciwnikowi jakąś większą krzywdę. Nie ukrywał jednak przed samym sobą, miał nadzieję, że zabolało.
- Nas wszystkich? - upewnił się. Uśmiechnął się przy tym gorzko jedną stroną pyska - Obawiam się, że z Devrajem nie poszłoby ci tak łatwo, jak idzie ci ze mną. Chyba dawno cię tu nie było, co? Stado Płomiennych jest teraz dużo potężniejsze niż, ewidentnie, je zapamiętałeś. Albo może masz po prostu nieaktualne informacje? - zastanowił się, dlaczego właściwie marnuje energię na prowadzenie dyskusji z dereszowatym goliatem. To nie tak, że miał jej dużo na zbyciu. - No, chyba, że dysponujesz tak ogromnymi siłami, że nawet nie potrafię sobie wyobrazić - dopowiedział po chwili, niby, namysłu - Nie najeżdżałbyś przecież całej dżungli, włości Devraja, w pojedynkę, prawda?
Udały się 2 ostatnie ataki odejmując przeciwnikowi łącznie 12 HP. ~Alys | |
| | | Admin Admin
Posty fabularne : 289
| Temat: Re: Wartki potok Sro Cze 19, 2019 12:05 am | |
| Po tym jakże bardzo dobitnym zaprezentowaniu swej potęgi nad kasztanem olbrzym zaśmiał się, stanął niczym Goliat nad Dawidem i wlepił świdrujące ślepia w słabszego. Nie odpowiedział, a jedynie zanosił się znowu charakterystycznym, pełnym pogardy śmiechem, który mógł już dzwonić niemiłosiernie w umyśle Francisa. Walka toczyła się dalej- nie dało się ukryć, że była niesamowicie nierówna. Nawet fakt, że Płomienny był dobrym wojownikiem w żaden sposób nie ruszał szali- jego sprawne, szybkie i zręczne ataki nie mogły wyrządzić zbyt wiele krzywdy temu cielsku. Flash natomiast rozprawiał się z nim jak ze szmacianą lalką, a przeszkodzić mu mogła nieuwaga... Lub zbytnia pewność siebie. Próby kąsania były aktem desperacji, choć te końcowe faktycznie się udały. Olbrzym jednak zdawał się w ogóle ich nie zauważyć. Przerwał na chwilę, gdy tamten zaczął mówić. - Nie.- zabrzmiał niskim głosem i z brzydkim uśmiechem. - To ty nie masz pojęcia, o czym mówisz. Jesteś zwykłym intruzem... A wasze śmieszne płomyki pokona mrożący lód.- warknął, po czym ruszył, by znowu zaatakować Francisa. Wymierzył w jego stronę porządny atak przednimi kopytami, po czym spróbował złapać go zębami za szyję i szarpnąć w swoją stronę. Przez te działania znaleźli się niedaleko wzniesienia, które wisiało nad wartkim potokiem. Francisowi przeszło przez myśl... Gdyby zrobić z niego użytek? edit: usunęłam ostatni atak.
Udały się wszystkie 3 ataki, odejmując Frankowi 51HP. ~Alys | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wartki potok | |
| |
| | | | Wartki potok | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |