W galopie
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Nattfödd Rök

Go down 
AutorWiadomość
Nattfödd
Wojownik
Nattfödd


Posty fabularne : 14

Nattfödd Rök Empty
PisanieTemat: Nattfödd Rök   Nattfödd Rök EmptyPon Maj 27, 2019 8:23 pm

Nattfödd Rök MkUsTDTH_o
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_o
IMIONA 
Oczywiście Nattfödd (z języka szwedzkiego: Urodzony w nocy, eng. Nightborn) jest jego pełnoprawnym imieniem, nadanym przez jego matkę tuż po jego narodzinach. Jednak, wraz z wiekiem i swoimi czynami, dorobił się jeszcze miana Mordminnen (eng. Memories of Murder), które było (i pewnie jest) powszechnie używane przez innych, którzy znali go chociażby ze słyszenia o jego dokonaniach i o nim samym. Jego rodzina (samo zaś używanie miana zapoczątkował jego bliski kuzyn) po poznaniu jego przykrych dokonań zwracała się do niego per Dråp (eng. Manslaughter, brak odzwierciedlenia rzeczownika w języku polskim, opisowo tłumaczone jako nieumyślne spowodowanie śmierci), gdyż byli przekonani, że tych wszystkich czynów nie wykonał umyślnie tylko za sprawą złych sił nadprzyrodzonych, w które wierzyli. Sam ogier przedstawia się swoim pierwotnym imieniem. Nie poprawia tych, którzy użyją pozostałych dwóch. Jest świadomy tego, że przeszłości, która przyczyniła się do powstania dwóch kolejnych mian, z łatwością nie wymaże. Ponadto w rodzinnym stadzie Nattfödda osobnicy przy oficjalnych wystąpieniach, audiencjach itp. przedstawiali się swoim imieniem i ogólnie przyjętym przez stado przydomkiem Rök (pol. Dym).


PŁEĆ
Tu nie potrzeba wdawać się w dyskusję. Jest ogierem. Natury w końcu nie oszuka... chyba.


STADO
Jedni żyją w nim od urodzenia, inni zostają z takowego wygnani, a jeszcze inni ani myślą o dołączeniu do któregokolwiek. Dla Nattfödda Księżycowe Szczyty to pierwsze stado, nie licząc tego w którym się urodził i wychował. Uznał, że w końcu trzeba porzucić koczowniczy tryb życia jako oddzielna jednostka, więc od całkiem niedawna jest członkiem właśnie tego stada. Czy się w nim sprawdzi? Będzie wierny i oddany? Czas pokaże.
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_o
Nattfödd Rök BsbyOZL6_o
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_o
WYGLĄD
Nattfödd już dawno wyrósł na dorosłego ogiera, toteż w kwestii budowy już diametralnie się nie zmienia. Rasę trudno zidentyfikować, zwłaszcza, że urodził się dziko i nigdzie nie można potwierdzić, że jest osobnikiem konkretnej rasy. Można gdybać, ale do prawdy nigdy się nie dotrze. Zresztą jest to najmniej istotny szczegół. Zaś samo ciało ogiera jest w pełni wykształcone, dojrzałe, zwarte i dobrze umięśnione. Jest koniem maści srokatej, którą szczegółowiej można kwalifikować jako overo splashed white. Podstawowe umaszczenie jest kasztanowe, które miesza się z białymi łatami sierści, ciągnącymi się prawie że przez całe nogi i podbrzusze, by też wystawać po bokach jego ciała - krótko mówiąc, jakby wszedł do białej farby i się nią ubrudził od dołu. Białość wyraźnie odznacza się też na na dolnej partii szyi i lewej stronie zadu, która zahacza o bujny ogon. Z tego powodu włosie ogona nie jest w pełni kasztanowe, widać duży wpływ białych pigmentów. Grzywa uchroniła się od tego, pozostając wierna w pełni brązowej barwie. Oczywiście nie można zapomnieć o jego głowie - o prostym profilu i różanych chrapach oraz z nozdrzami szerokimi i głębokimi. Łeb prawie, że w pełni jest pokryty białą barwą, z wyjątkiem części lewej strony, w którą wdarła się podstawowa maść. Z tego też powodu ogier posiada heterochromię. Jego lewe oko przybrało barwę iście złotą, zaś prawe jest jasnoniebieskie. Dodatkowo na lewej łopatce posiada wypalone piętno, pamiątka po rodzinnym stadzie, którego niegdyś był członkiem. Przedstawia konkretnie nic innego jak runę Othalę - symbolizującą między innymi wspólnotę. Jak prawie każdy koń, tak i on posiada wiele znaczeń w postaci blizn po niezliczonych ilościowo potyczkach.


STYL BYCIA
Niegdyś był z niego osobnik niepoczytalny, brutalny i narwany. W pełni przekonany, że siłą i groźbą jest w stanie wszystko rozstrzygnąć. Zdecydowanie we wcześniejszych latach swojego życia nie podejmował przemyślanych decyzji. Kierowały nim głównie emocje i chora żądza rozlewu krwi, przez którą w pełni świadomie popełniał niemoralne czyny. Gdy trzeba było, potrafił zabijać z zimną krwią. Nawet nie oszczędzając przy tym niczemu winnych źrebiąt. Obecnie przechodzi przez pewnego rodzaju pokutę. Nadal ciągną się za nim demony przeszłości, a jego poprzednie wcielenie stanowi obecnie małe znamię na jego duszy jednak wraz z  wiekiem stał się spokojniejszy i przede wszystkim mądrzejszy. Stara się w inteligentny sposób podejmować wszelkie decyzję, szukając wpierw dyplomatycznego porozumienia, by podjąć się walki w sytuacjach już naprawdę wyjątkowych. Kiedy ustępstwo nie zaszkodzi mu - potrafi niekiedy zrezygnować ze starcia. Nie uważa by ten czyn miałby być niehonorowy (choć kiedyś było to dla niego nie do pomyślenia), w końcu po co niepotrzebny rozlew krwi, kiedy jest możliwość wycofania bez negatywnych skutków? Rzadko kiedy jego wypowiedzi stanowią monolog, zwykle odpowiada krótko, rzeczowo i na temat. Zdarza mu się w wielu przypadkach tracić cierpliwość, z tego też względu bywa nieznośny i nieprzyjemny w rozmowie. W rodzinnym stadzie był wierny i oddany, też pomagał, bronił kiedy tylko zachodziła taka potrzeba. Choć za uszami ma czyny, które wykonywał wbrew poleceń władcy i zarazem swojego ojca, uparcie trzymając się swoich racji. Obecnie jego instynkty dominacji są uśpione, na rzecz naprawy reputacji. W obecnym stadzie jak na razie dobrze mu idzie podporządkowanie się władczyni, choć z jej charakterem nie przychodzi mu to łatwo. Chętniejszy jest do przebywania "ze swoimi" niż z członkami innych zgrupowań. Chyba że mają coś ciekawego do powiedzenia i wykazują pokojowe nastawienie, wtedy z chęcią zamieni parę słów, ale z reguły wobec obcych nie jest przy pierwszym spotkaniu nastawiony ze życzliwością i chęcią poznania. Jest ostrożny. Przeszłością niechętnie się dzieli, zwykle unika tego tematu, twierdząc że to co było nie jest już istotne i powinno się żyć tym co jest teraz.
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_o
Nattfödd Rök 8q2DnVLz_o
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_o
UPODOBANIA
Jeśli chodzi o upodobania związane bezpośrednio z naturą, głupio byłoby pominąć fakt, że kocha podziwiać błękitne morze, znajdując się w tym czasie na szczycie stromego klifu. Ogólnie dobrze czuje się w terenach górzystych. Silny i porywisty wiatr mu nie straszny, tak samo niższe temperatury - w takich warunkach zresztą się wychowywał i dawno zdążył się zahartować. Jednym z dziwniejszych jego upodobań jest częste obserwowanie chodzących pająków, gdy tylko jakiegoś napotka. Potrafi nieraz przystanąć, by tylko patrzeć jak pajęczak przędzie nić w celu zrobienia pajęczyny. Jest to dla niego na swój sposób intrygujące. 


CZEGO NIE LUBI
Deszczu, cholernie nie znosi deszczu i samego faktu bycia mokrym od wody, kiedy nie ma najmniejszej ochoty. Wprawia to go zawsze we frustrację. Nie znosi też koni nachalnych, które koniecznie chcą się dowiedzieć o czymś, czego akurat Natt nie chce powiedzieć. Lub kiedy woli pobyć sam, a ten ktoś nie chce tego uszanować. 


CECHY SZCZEGÓLNE
One wyróżniają nas spośród jednego konkretnego gatunku. Na pierwszy rzut oka Nattfödda, jak i każdego srokacza, wyróżnia nie do podrobienia rozmieszczenie łat na ciele - rzecz co najmniej oczywista, w końcu ciężko o dwa identycznie srokate konie. Jednak to nie koniec jego charakterystycznych cech, rzucających się na pierwszy rzut oka. Heterochromia jest kolejną z nich. Podczas gdy prawe oko przyjęło kolor jasnoniebieski, jego lewe pozostało wierne złotej barwie. Na lewej łopatce nadal z dumą prezentuje się piętno - pamiątka po poprzednim stadzie - układające się w kształt runy Othaly. Jego ciało nie umknęło przed ranami, które w ostateczności pozostawiają po sobie ślad w postaci blizn. Jest właścicielem charakterystycznego, niskiego, basowego i głębokiego głosu [klik]. Nadal w pamięci ma swój rodzimy język na kształt szwedzkiego, którym posługiwał się w kontakcie z innym członkami rodzinnego stada. Zdarza mu się wypowiadać zdania w nim, gdy celowo chce coś powiedzieć, ale nie chce być zrozumiany. Głównie posuwa się do tego, gdy jest na kogoś wkurzony lub zachowanie osobnika w jakimś stopniu irytuje. Zawsze przy pochylaniu się wysuwa lewą nogę do przodu, zaczyna też zwykle krok od tej kończyny. Do dziś zdarza mu się przy poważniejszych spotkaniach przedstawiać się z przydomkiem, konkretnie Nattfödd Rök. Ze zwykłego przyzwyczajenia.


CELE POSTACI
Konkretnych i ambitnych celów raczej nie ma. Najbardziej zależy mu na oczyszczeniu swojego imienia przed swoją śmiercią, by umrzeć jako ten, którego czyny dobre przeważają nad tymi złymi. Popełnił błędy, zrozumiał je, chciałby teraz zacząć wszystko od nowa, z tak zwaną czystą kartą.
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_oNattfödd Rök OLPmDMqE_oNattfödd Rök ZPNpe3RI_o
HISTORIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[...] - Chyba... chyba to już... teraz... - jęknęła, krocząc przy asekuracji męża w stronę przygotowanego wcześniej posłania specjalnie dla niej. Ułożyła się wygodnie, opierając głowę o bok ogiera. Uspokajał ją. Był to pierwszy w jej życiu poród... Pierwszy udany poród. 
Zaczęło się na dobre. Minęła godzina. Następnie godziny. Na niebie księżyc w pełni już dawno z dumą prezentował się na czarnym nieboskłonie. I udało się... po tych wszystkich mękach.
Nattfödd  - szepnęła, tuląc wyczyszczone już dziecię do siebie. W międzyczasie obserwowała nocne niebo. Jaskinia nie była głęboka, więc miała takową możliwość.
Wybranek jej serca obserwował ją i źrebię. Syna. Pierworodnego. Jedynego na tę chwilę następce na jego miejsce. Był w końcu władcą tych ziem. [...]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Urodził się późną wiosną, w towarzystwie obojga swoich rodziców, przyjmując imię związane z porą, w której to się narodził. Nic szczególnego, w stadzie, władanym przez jego ojca, taka forma nadawania imion dzieciom była na porządku dziennym. Matki rozglądały się, szukając wskazówek w najbliższym otoczeniu, które miały im pomóc w wymyśleniu miana. Ojciec z dumą rozmawiał o swoim długo oczekiwanym pierworodnym, widząc w nim nadzieję na przyszłość stada, że będzie sprawiedliwy i inteligenty w rządzeniu jak on sam. Wówczas nie miał pojęcia jak bardzo się mylił.
Młodzieniec rósł jak na drożdżach, chętnie ucząc się nowych rzeczy, a swojego ojca uważając za największy autorytet. Znosił nadopiekuńczość matki, której zachowanie nikogo nie dziwiło. Przebyte dwa poronienia odbijały się dość mocno na jej psychice i nie chciałaby, żeby jej pociecha przedwcześnie zmarła. Jak każde dziecko, sprawiał nieraz swoim rodzicom problemy, wykonując to niejedne psikusy i dziecinne akcje, lecz to nie sprawiło, że przestali go kochać. Uczyli go podstawowych rzeczy, by mógł w przyszłości sobie poradzić. Ojciec większą uwagę przykładał na rzeczy związane z władaniem i związane z nimi obowiązki, by na przyszłość, w razie jego śmierci, był na to przygotowany. Srokacz doskonale też dogadywał się ze starszym kuzynem. Pełnił dla niego rolę starszego brata, którego to już nigdy nie było mu dane posiadać. 
W dniu ukończenia pierwszego roku życia przebył oficjalną ceremonie, po której stał się pełnoprawnym członkiem stada. Do dzisiaj zdobyte, w tym ważnym dla niego dniu, piętno ozdabia jego lewą łopatkę. Wówczas częściej zaczął spędzać czas z ojcem, na którego głowie było całe stado. Pełnił rolę jego pomocnika. Niespecjalnie kręciło go to. W jego odczuciu były to nudne i monotonne zadania. W tym samym czasie między jego matką a ojcem ochłodziło się. Kolejne dwie ciąże poroniła, ostatnią o wiele wcześniej niż poprzednie. Po czwartym razie władca nie interesował się nią jak kiedyś. Miłość znacząco osłabła. Przestał również być wierny. Szukał silniejsze kandydatki, które wydadzą na świat jego dzieci. Z jedną z nich Nattfödd nawet go przyłapał na zdradzie matki. Ostro się wówczas pokłócili, dla młodego ogiera nie było to do pomyślenia, a jego ojciec nie czuł się winny. Przecież na tym każdemu przywódcy powinno zależeć. Nie ważne czy kocha, czy nie kocha. Czy jest to kochanka czy własna żona, musi mieć potomków, zwłaszcza synów. Swoich następców, by w razie śmierci jednego, mieć w zapasie innych na najwyższe stanowisko.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[...] - Coś ty najlepszego zrobił... - przemówił ciemnogniady ogier z szeroką łysiną na czole, obserwując uważnie swojego srokatego kuzyna, na którego sierści dostrzegł szkarłatne ślady. Krew. To była krew. W jego towarzystwie dostrzegł ciało. Znajome. Jak każdemu w tym stadzie. 
- To co było słuszne - powiedział z wykrywalną dumą w głosie. Nie żałował, morderstwo przyniosło mu satysfakcję, sprawiedliwość. Sprawiał wrażenie opętanego. Gniady jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Nie potrafił nic powiedzieć. Nie rozumiał. Nie wiedział dlaczego to zrobił.
- Będę się za ciebie modlił do bogów, Dråp - rzekł, by następnie pospiesznym krokiem opuścić miejsce. 
Nigdy z jego ust Nattfödd już nie usłyszał swojego prawdziwego imienia. [...]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Życie Nattföda ciągnęło się dalej, a władca stada zastąpił jego matkę inną klaczą. Ta zaś zdecydowała się dołączyć do zgromadzenia kapłanek, by w pełni oddać się bogom, skoro nie było jej dane mieć mnóstwa pociech. Wiązało się to z jej wyprowadzką do miejsca kultu religijnego, w którym to takowe mieszkały. Nakazała synowi zostać w stadzie, przekonując go, że tam na nic się zda. I został, nigdy nie traktując nowej wybranki rodziciela z należytym szacunkiem. Otwarcie gardził nią. Tak samo jej córką, którą później wydała na świat. Z czasem dostrzegł, że ta miała zły wpływ na jego ojca. Poczuł też zagrożenie swojej pozycji. Przyrodnia siostra nie sprawiała zagrożenia w kwestii późniejszego odziedziczenia przywództwa, ale co jeśli jednak dorobią się w przyszłości syna? Będzie wówczas miał znaczącego konkurenta. Nie mógł na to pozwolić. Jego decyzja była niczym impuls. 
Wykorzystał moment, w którym to partnerka ojca była osłabiona po przebytej niedawno chorobie, a ojca nie było na miejscu. W nocy podstępem zmusił ją do opuszczenia centrum ich ziem, kierując ich w stronę osamotnionej głębokiej jaskini. Do dziś nie pamięta jak udało mu się ją przekonać do tego. Widocznie była zbyt głupia i naiwna, by w porę zareagować. Tam też dokonał na niej aktu morderstwa. Niestety nie dała tak łatwo się zabić, więc musiał się sowicie namęczyć i nagłowić, by tylko ta mu nie uciekła w siną dal. Po zadanych wielu ranach i uderzeń w końcu osunęła się na ziemię, a ten ostatecznie zakończył jej cierpienie. Na nieszczęście starszy kuzyn śledził go przez całą drogę i przyłapał go na tym czynie. Nattfödd tłumaczył, że było to koniecznie. Ten jednak tego nie rozumiał, był w szoku, nie poznawał go, nie podejrzewał nawet go o taki czyn. Wyszedł momentalnie, próbując ochłonąć po tym co zobaczył. Mimo wszystko pozostał mu lojalny. Gdyby podczas osądu nie opisał wyglądu srokacza jako sprawiającego wrażenie opętanego (zresztą naprawdę sprawiał dla niego takie wrażenie), równałoby się to z karą śmierci. A tak zostało to jednak złagodzone, prawdziwą winę zwalając nie na niego samego, a na opętanie przez złe moce, przez niewystarczające modlitwy i dary dla bogów.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[...] - Chyba, ojcze, żartujesz! Że niby on? Nawet nie ukończył pół roku, a już mówisz o nim jakby to on był twoim ostatecznym wyborem na twoje następstwo! W czym niby jest lepszy ode mnie? Jestem twoim pierworodnym! - fuknął Nattfödd, obecnie nazywany przez większość Dråpem.
- Kolejność narodzin nie ma tu nic do rzeczy, Dråp. Jest inteligenty, jak na swój wiek, spokojniejszy niż wówczas ty. Jak mam pozwolić przekazać stado w ręce takiego narwańca, jak ty? - odpowiedział spokojnym tonem przywódca swojego stada. [...]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Poprzedni czyn Dråpa nie przeszkodził jego ojcu w znalezieniu kolejnej klaczy, z którą to później mieli syna. Najgorsza obawa srokatego konia  w końcu się ziściła. Nie mógł dopuścić do powtórki z rozrywki, drugi raz nikt by nie uwierzył w jego rzekome "działanie pod wpływem złych mocy". Zazdrośnie spoglądał na źrebię, które przebywało z jego ojcem w dzień w dzień. Przez gardło nie przechodziło mu słowo "brat". Cieszył się, że w tym okresie był zajęty treningami i krótkimi wędrówkami poza tereny stada, dzięki którym szczędził na tym widoku.
Któregoś dnia dotknęły go słowa ojca, w którym poinformował go, że chcę by jego młodszy brat w przyszłości panował ich stadem, tłumacząc się tym, że jego porywczość i kierowanie się emocjami nie są cechami dobrego przywódcy. A młodszy brat nie wydawał się taki. Dråp nie był z tego powodu zadowolony. Zamiast starać się zmienić, pokazać że jest lepszy, ponownie myślał nad drastycznym posunięciem. Tyle że komu ducha winne było małe źrebię? 
Ostatecznie dokonał tego. Utopił swojego przyrodniego brata w rzece, wcześniej przekonując go do udania się tutaj w celu obserwowania płynących ryb w ramach zabawy. Rzeka porwała młode ciało w ułamku sekundy. A o jego czynie nikt się nie dowiedział, uznano potem źrebaka za zaginionego. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[...]- Obyś tylko nie zepsuł tego nad czym pracowałem latami - tak brzmiały jego ostatnie słowa.
Następnie jego ciało opuściła dusza, poddając się opiece bogom. [...] 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Znów ojciec zwracał na niego uwagę, znów się liczył. Tak jak zresztą chciał. Niedługo potem zaaranżował jego związek z córką sąsiedniego stada, tym samym tworząc między nimi sojusz. Nigdy nie narodziło się między nimi prawdziwe uczucie, nigdy też nie zakochali się w sobie w późniejszym czasie. Wykonywali tylko wolę swoich ojców, nic więcej. Ojciec srokacza uznał to za czyn, ku dobrej przyszłości. Nie zależało mu na licznym stadzie, tylko na tym by otaczało się osobnikami, z którymi są w pokoju. Nie lubił wojen, wolał ich unikać kiedy tylko mógł. I takie umowy były jak najbardziej dobrą alternatywą.
Niestety na jednej z bitw jego ojciec skonał. Stado Dråpa musiało w nim uczestniczyć, gdyż tego wymagały zasady paktu. Że sojusznikowi w razie najazdu nieprzyjaciół będą skłonni udzielić pomocy. Błędem też było to, że jego ojciec chciał wziąć czynny udział. Niestety taki był, zawsze walczył w ramię w ramię ze swoimi, nigdy nie czuł się kimś ponad nimi. Szczęście w nieszczęściu bitwa okazała się oczywiście tą zwycięską, a srokacz został następcą rodzinnego stada po swoim ojcu. Wrócił też do swojego właściwego imienia. Jego panowanie zapowiadało się na takie, które niczym nie różniło się od jego ojca. Różnice stanowiła tylko żałoba po poprzedniku i fakt, że jego partnerka spodziewała się dziecka...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 [...] - Nie nie nie - rzekła wystraszonym głosem, trącając nosem swojego syna, by zachęcić go do powstania. Niestety ten nie potrafił. Zdeformowane przednie nogi mu to uniemożliwiały. 
Nattfödd patrzył na to wszystko z dezaprobatą. Nagle chwycił malca za szyję, nie będąc przy tym delikatnym.
- Oszalałeś?! Co ty robisz?! To go boli! - krzyknęła siwa z przejęciem i przerażeniem naraz. 
Nie słuchał żadnych jej protestów. 
[...] 
Wlókł się ze źrebięciem przez las, by pozostawić je przy jednym z drzew. Następnie ruszył w stronę powrotną. Za sobą słyszał szelest liści, sugerujący, że malec próbuje wstać, jak i samo nawoływanie. Ten jednak się nie odwrócił, z zimną krwią zostawił je, pozwalając umrzeć w samotności z głodu. [...]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pierwszym jego drastycznym posunięciem, zwiastującym kolejne jego złe decyzję, było wyrzucenie ze stada partnerki poprzedniego władcy. Nigdy nie nabrał szacunku i uznania względem niej (tak jak i przy poprzedniczce), więc nietrudno było mu podjąć właśnie taką decyzję. Ba, nawet z dumą przyznał wówczas, że zabił jej dziecię. Stanowiło to niemały szok dla członków zgrupowania. Był to moment, w którym mówiąc o nim i o jego dwóch (jak na razie) znaczących zabójstwach osobnicy między sobą, nazywali go per Mordminnen. Ale też okrutne było samo w sobie wygnanie. Raczej samotna klacz długo nie pożyje, jeśli w porę nie znajdzie stada, które przyjmie ją pod swoje skrzydła. Jednak ten nie zaprzątał sobie tym myśli. Były zajęte czymś innym. Potomkiem, który był w drodze. Nie mógł się doczekać. Codziennie modlił się o syna, którego ostatecznie dostał, lecz niepełnosprawnego. Dla niego pozbawienie życia malca było jedynym rozsądnym wyjściem, nie widział w nim żadnego pożytku dla świata. Zostawił go w lesie, by tam mógł skonać.
Ów akt w jego życiu diametralnie wpłynął na jego relację z partnerką. Przestał ją szanować, nie interesował się nią, choć zarazem nie przeszkadzało mu to, że była, istniała. Tym samym zaczął powielać zachowanie ojca, które on sam u niego negował. W jego siedzibie często można było go spotkać w towarzystwie jakieś kochanki. Sojusznik długo nie wiedział co też dzieje się z jego córką, gdyż każdy wysyłany zwiadowca nie wracał, gdyż Mordminnen kazał ich gładzić. Ostatecznie udał się sam, w towarzystwie swoich najlepszych wojowników. Niestety nawet ci nie wystarczyli. Srokaty spodziewał się ich przybycia i przygotował zasadzę, tym samym mordując przywódce sojuszniczego stada. Ci którzy mu w tym pomogli nie byli do końca zadowoleni ze swojego czynu, lecz na tę chwilę nie byli w stanie mu się przeciwstawić. Do czasu aż nie złączył swojego stada z tym zdobytym. Myślał że da radę nim zarządzać, lecz wszystko go przerosło. Były to zgrupowania znacznie różniące się od siebie tradycją, kulturą i zwyczajem.  Nie miało prawa działać wspólnie. Powstały wewnętrzne bunty, powstania, które ostatecznie zmusiły Mordminnena do porzucenia władzy i ostatecznej ucieczki dla swojego dobra i samego oszczędzenia swojego życia. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[...] - Znam cię doskonale, Mordminnerze. Słuchy o twoich dokonaniach rozchodzą się z taką prędkością, o której byś nawet nie śnił - rzekł niegdyś osobnik spotkany przez Nattfödda zwanego Mordminnenem. [...]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wystarczył szereg błędnych decyzji, które doprowadziły go do takiej sytuacji w jakiej się znalazł. Był i jest zdany na siebie, nie ma przy sobie ani jednej bliskiej duszy. Nawet kuzyna, którego to niegdyś zrzucił ze skarpy, gdy ten otwarcie mu mówił, że jego rządy są złe i okrutne. Jego matka nie chce o nim słyszeć. Musiał też być ostrożny, zwłaszcza że jeśli już kogoś w pobliżu terenów swojego niegdyś stada spotykał, ci momentalnie go kojarzyli. Wiele się o nim mówiło a plotki i fakty rozchodziły się w zastraszającym tempie, docierając do innych stad, czy samotnych jednostek. Zdecydował się ruszyć przed siebie, oddalić, by znaleźć spokój. Wtedy też zrozumiał swoje błędy, ale było już za późno na naprawę wszystkiego, nic nie dało się już cofnąć i naprawić. Ruszył najpierw na północ, gdzie pierwszy raz na żywo ujrzał ludzi. Jednak nie wchodził w głębsze interakcje, zwłaszcza gdy dostrzegł jednostki, które poruszały się na takich zwierzętach jak on sam. Zmienił kierunek i udał się bardziej na południe, gdzie przebywa już od dobrych dwóch lat. Teraz dopiero zdecydował się dołączyć do jednego ze stad i spróbować żyć na nowo.
Nattfödd Rök ZPNpe3RI_o

Nattfödd Rök A0tZUdG3_o
Powrót do góry Go down
 
Nattfödd Rök
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
W galopie :: Strefa Postaci :: Karty Postaci-
Skocz do: